Wzór koronki znalazłam gdzieś w internecie i bardzo mi się spodobał. Długo nie miałam pomysłu do czego taki wzór wykorzystać, aż do czasu gdy wymyśliłam ten woreczek.
Do uszycia i wyhaftowania woreczka postanowiłam wykorzystać tkaninę w 100% bawełnianą, której mam mały zapas. A jest nią polska tkanina Panama. Chyba jest to najgorsza tkanina jaką można sobie wyobrazić do haftu. Brrrr. Ma splot 20ct, czyli jak dla mnie ok. i tym sugerowałam się przy jej zakupie. Ale haftując na niej wystarczy zbyt mocno pociągnąć za nitkę i ta nitka przelatuje pod splotem i krzyżyka nie ma!!! Haftując tą koronkę rzucałam bardzo niecenzurowanymi wyrazami.
Haftowałam ten woreczek parę lat temu i na naszym rynku nie były zbyt znane czy rozpowszechnione piękne lny. Przynajmniej ja ich nie znałam. Teraz to na pewno koronkę haftowałabym na lnie :) Bez dwóch zdań.
Nie przepadam za różowymi kolorami, które przyjęło się, że są kobiece, więc postanowiłam zachować tonację beżowo-jasnobrązową.
A żeby jeszcze bardziej utrudnić sobie haftowanie na tej nieszczęsnej Panamie postanowiłam koronkę haftować satynowymi nićmi DMC :)
Haftowałam jedną nitką satynową DMC co jedną nitkę splotu tkaniny. Ta mulina też nie jest skłonna do współpracy bo strasznie się czepia np. wysuszonej skóry na rękach czy palcach. Ale efekt końcowy wynagradza te trudy.
Końcowy efekt nie jest zły. Nawet mi się podoba :) Ale na lnie to by było to!
No nic, może jeszcze kiedyś coś podobnego sobie wyhaftuję właśnie na lnie.
Wzory koronek zawsze zbieram gdzie tylko nie spotkam w internecie.
Oprócz wzoru typowych koronek wykorzystałam wzór, który ma imitować taką wstążkę zwaną "zygzak". Taką falowaną. Na pewno wiecie o co mi chodzi :)
Pomiędzy haftowaną koronką postanowiłam przyszyć wycięte kwiatki z jakiejś bardzo starej koronki. Nie wiem czy dobrze zrobiłam, że pocięłam taką wiekową rzecz. Ale do tej pory leżałaby nie wykorzystana a przynajmniej teraz można ją podziwiać. Te kwiatki są prześliczne i raczej nie jest to ręczna robota, ale głowy nie dam sobie uciąć :)
Wykończenie tego woreczka zajęło mi ostanie cztery wieczory. Postanowiłam się pospieszyć, bo moja córka wyjeżdża jutro na wakację, więc spakuje sobie do niego bieliznę. I to był główny powód, że go w końcu skończyłam :)
Woreczek, do celowo, ma być mój, bo z tyłu jest wyhaftowana litera "E". To właśnie nad nią ostatnio siedziałam, bo była ledwo zaczęta i musiałam ją dokończyć. Na koniec zszyłam woreczek, zrobiłam tunelik na wstążkę. I koniec!
Jeszcze dodam, że ta beznadziejna Panama po praniu znacznie się kurczy. Ma to też swoje dobre strony. Jeden jej plus, że dobrze i szybko się rozprasowywuje.
Tą Panamę, swego czasu, zakupiłam w kilku kolorach! Są to dość małe kawałki. Tylko biały kolor kupiłam z metra. Jeszcze nie wiem do czego ją wykorzystam :)
Ogólnie, jeśli chodzi o Panamę to szczerze odradzam jej zakup. Jest beznadzejna do kwadratu!
Teraz przysiadam do kociego obrazka, bo jak na razie, nic się nie posunął do przodu :)
W ostatnią sobotę odwiedziła mnie Dana wraz z mamą, Panią Kornelią! Jak ja lubię takie spotkania! Muszę przyznać, że ostatnio mam ich coraz więcej. I zawsze trudno jest się nagadać :)
Spotykam też osoby, które przyznają się, że zaglądają na mój blog i że to dzięki niemu trafiają też do mojej pasmanterii. Jest to strasznie miłe!
Pozdrawiam Was gorąco i życzę udanego weekendu!
Ma być wreszcie gorący i słoneczny!